wtorek, 10 sierpnia 2010

"INCEPCJA" - SENNY REALIZM NOLANA

Pierwsza informacja dla tych, co filmu jeszcze nie widzieli: nie miejcie zbyt wygórowanych oczekiwań. „Incepcja” nie jest kamieniem milowym w historii kinematografii. Nie jest nawet filmem o znaczących walorach artystycznych. To kino czysto rozrywkowe. I w tej kategorii najnowsza produkcja Nolana sprawdza się lepiej niż bardzo dobrze. Reżyser oferuje nam dwie i pół godziny perfekcyjnie przygotowanej filmowej łamigłówki (nie tak zresztą trudnej do rozwikłania). Sam pomysł, oparty na wkradaniu się do snów nie jest niczym odkrywczym (na myśl przychodzi chociażby japońska „Paprika”, która nawet wizualnie wyraźnie inspirowała twórców). Jednak siła filmu nie polega na oryginalności, ale na mistrzostwie, z jakim wciąga i angażuje on odbiorcę w kolejne, piętrzące się poziomy zapętleń fabularnych.
Trzeba też przyznać, że jest to film nierówny. Pierwsza połowa, wprowadzająca widzów i bohaterów w świat przedstawiony, jest dość nużąca, a wizualne popisy w stylu „Matrixa” trącą wtórnością, banałem i działaniem pod niewybredną publiczność. Kiedy jednak rozpoczyna się tytułowa incepcja, Nolan „chwyta” widza za gardło i nie puszcza aż do końcowych napisów.
Filmem tym reżyser pieczętuje swój styl, wyróżniający go spośród innych rzemieślników hollywoodu. To, co go przede wszystkim charakteryzuje to konsekwentny realizm. Podobnie, jak w obu częściach nolanowskiego „Batmana”, tak i tu nie ma mowy o wizualnej, czy fabularnej frywolności. Wszystko jest stonowane, surowe, „prawdopodobne”. Sen nie jest więc miejscem, gdzie wszystko jest możliwe, a raczej perfekcyjnie zaplanowanym polem do działań, podlegającym, bardziej lub mniej, zasadom przyczyny i skutku. I właśnie dlatego widz angażuje się w świat przedstawiony. Daje się wciągnąć w ten filmowy sen, zapominając o jego ułomnościach.
Ten fakt podkreśla stwierdzenie jednego z bohaterów: „Kiedy śnimy, wszystko wydaje nam się prawdziwe, realne. Dopiero po przebudzeniu zdajemy sobie sprawę z absurdów tego snu”. Jest to też nawiązanie do teorii kina hollywoodzkiego, jako takiego. Kina, w którym uciekamy od rzeczywistości w inny świat. W senne marzenie. Idąc dalej tym tropem, można stwierdzić, że cała współczesna kultura jest jedną wielką ucieczką od tego, co realne. Obyśmy tylko umieli w porę się z tego snu wybudzić...


OCENA: 5/6