Kiedy w 2003 roku studio Disneya oznajmiło, że kończy produkcję klasycznej animacji (ostatnim takim filmem miało być „Rogate ranczo” z 2004) , rozpętała się burza sprzeciwów. Jednym z głównych argumentów było stwierdzenie, że żadna ilość pikseli nie zastąpi manualnej animacji, gdyż tylko ta zawiera duszę i emocje. Pod naporem próśb i tęsknoty widzów za klasyczną animacją szefowie studia zmienili swoją decyzję sprzed kilku lat i zapowiedzieli wielki powrót filmów poklatkowych. Na pierwszy ogień poszedł projekt „Księżniczka i żaba” autorstwa starych disneyowskich wyjadaczy, czyli Rona Clemensa i Johna Muskera („Mała syrenka”, „Aladyn” „Herkules”). Nie wiem jaki tor obierze nowy disneyowski cykl, ale jeśli ma on być kontynuacją tego, co widzielismy w „Księżniczce i żabie” to można śmiało mówić o zmarnowanej szansie.
Owszem, Disney wrócił do klasycznej animacji. Słowo „klasyczna” zostało jednak potraktowane zbyt dosłownie. Stylistyka i narracja cofnęly się nie o dwadzieścia ale o jakieś 40 lat, czyli do czasów kiedy wytwórnia przechodziła swój najchudszy filmowy okres. Wtedy powstały takie filmy jak „Księga dżungli”, czy „Robin Hood”. Produkcje zdecydowanie najsłabsze z całego dorobku studia.
Film jest urokliwy, kolorowy i niesie ze sobą niegłupie przesłanie. Gdy jednak porówna się go do produkcji sprzed dwóch dekad jego urok znacząco blaknie.Mimo iż mamy tu mnóstwo wielobarwnych i zręcznie zarysowanych postaci, zgrabnie ułożoną intrygę i przede wszystkim przekorną inwersję klasycznej baśni o księciu zaklętym w żabę, to jednak poza tymi niewątpliwymi zaletami film pozostawia widza (zwłaszcza tego starszego) dość obojętnym wobec wydarzeń. Nawet żarty nie są tu specjalnie śmieszne, a piosenki, choć rytmiczne i czerpiące z czarnego jazzu lat 20-tych, sprawiają wrażenie napisanych na „jedno kopyto”. Również w samej animacji poklatkowej nie widać szczególnego progresu. Jakby twórcy nie mięli odwagi na eksperymentowanie w tej warstwie (a przecież niezwykle innowacyjna animacja z „Planety skarbów” dawała tak wielkie szanse na dalszy jej rozwój).
Oczekując na powrót klasycznego Disneya spodziewałem się dzieł na miarę „Pięknej i bestii”, czy „Króla lwa”, a otrzymałem mało zajmującą, choć niewątpliwie urokliwą bajeczkę dla grzecznych dzieci. Taką, co to można puścić swoim pociechom przed snem i nie martwić się, że będą je dręczyć koszmary.OCENA: 3/6




