niedziela, 14 lutego 2010

KSIĘŻNICZKA TEŻ ŻABA, CZYLI (NIE TAK) WIELKI POWRÓT KLASYCZNEGO DISNEYA

Kiedy w 2003 roku studio Disneya oznajmiło, że kończy produkcję klasycznej animacji (ostatnim takim filmem miało być „Rogate ranczo” z 2004) , rozpętała się burza sprzeciwów. Jednym z głównych argumentów było stwierdzenie, że żadna ilość pikseli nie zastąpi manualnej animacji, gdyż tylko ta zawiera duszę i emocje. Pod naporem próśb i tęsknoty widzów za klasyczną animacją szefowie studia zmienili swoją decyzję sprzed kilku lat i zapowiedzieli wielki powrót filmów poklatkowych. Na pierwszy ogień poszedł projekt „Księżniczka i żaba” autorstwa starych disneyowskich wyjadaczy, czyli Rona Clemensa i Johna Muskera („Mała syrenka”, „Aladyn” „Herkules”). Nie wiem jaki tor obierze nowy disneyowski cykl, ale jeśli ma on być kontynuacją tego, co widzielismy w „Księżniczce i żabie” to można śmiało mówić o zmarnowanej szansie.

Owszem, Disney wrócił do klasycznej animacji. Słowo „klasyczna” zostało jednak potraktowane zbyt dosłownie. Stylistyka i narracja cofnęly się nie o dwadzieścia ale o jakieś 40 lat, czyli do czasów kiedy wytwórnia przechodziła swój najchudszy filmowy okres. Wtedy powstały takie filmy jak „Księga dżungli”, czy „Robin Hood”. Produkcje zdecydowanie najsłabsze z całego dorobku studia.
Film jest urokliwy, kolorowy i niesie ze sobą niegłupie przesłanie. Gdy jednak porówna się go do produkcji sprzed dwóch dekad jego urok znacząco blaknie.
Mimo iż mamy tu mnóstwo wielobarwnych i zręcznie zarysowanych postaci, zgrabnie ułożoną intrygę i przede wszystkim przekorną inwersję klasycznej baśni o księciu zaklętym w żabę, to jednak poza tymi niewątpliwymi zaletami film pozostawia widza (zwłaszcza tego starszego) dość obojętnym wobec wydarzeń. Nawet żarty nie są tu specjalnie śmieszne, a piosenki, choć rytmiczne i czerpiące z czarnego jazzu lat 20-tych, sprawiają wrażenie napisanych na „jedno kopyto”. Również w samej animacji poklatkowej nie widać szczególnego progresu. Jakby twórcy nie mięli odwagi na eksperymentowanie w tej warstwie (a przecież niezwykle innowacyjna animacja z „Planety skarbów” dawała tak wielkie szanse na dalszy jej rozwój).
Oczekując na powrót klasycznego Disneya spodziewałem się dzieł na miarę „Pięknej i bestii”, czy „Króla lwa”, a otrzymałem mało zajmującą, choć niewątpliwie urokliwą bajeczkę dla grzecznych dzieci. Taką, co to można puścić swoim pociechom przed snem i nie martwić się, że będą je dręczyć koszmary.

OCENA: 3/6


3 komentarze:

  1. Księżniczka i Żaba jest dobra dla malutkich dzieci i dla absolutnych fanów klasycznego Disneya.
    Ale nie zgodzę się, że Robin Hood jest jednym z najsłabszych filmów Disneya. Ja uważam, że Hood jest świetny. Największą pomyłką jest właśnie Rogate Raczo, które całkowicie pogrzebało Disneyowską animację.

    OdpowiedzUsuń
  2. No rzecz gustu. Dla mnie "Robin Hood" był kompletnie nieangażujący. Ot po prostu skaczą sobie, śpiewają i strzelają. Zero emocji. I tu jest podobnie. A co do "Rancza", zgodzę się - było wyjątkowo słabe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzieciom? Przed snem? Bez lęku? Z tym strasznym niezrozumiałym i zupełnie nie pasującym do całości woodu? Koszmarrrr!

    OdpowiedzUsuń