Jestem fanem Spike'a Jonze. A zwłaszcza jego „Adaptacji” z Meryl Streep i Nicholasem Cagem. Jestem też fanem mądrych i nietypowych filmów dla dzieci. Moje nadzieje wobec najnowszej produkcji reżysera były więc ogromne...Być może zbyt ogromne.
Adaptacja krótkej ilustrowanej książeczki dla najmłodszych to historia chłopca o wyjątkowo dzikiej naturze (ADHD?). Pewnego dnia, w wyniku kłótni z mamą ucieka z domu i przemierzając małą łódką morze dociera na wyspę, na której mieszkają tytułowe dzikie stwory. I właściwie od tego momentu film dramaturgicznie siada. Dalsze wydarzenia składają się generalnie z beztroskich zabaw z wielkimi pluszakami, w które co jakiś czas wplatane są (ewidentnie na siłę) moralne dylematy, dotyczące przyjaźni i rodziny. I mimo kilku świetnych, przepełnionych prawdziwie dziecięcą energią, scen, film pozostawia równie wielki, jak wspomniane stwory, niedosyt.
Trzeba jednak przyznać, że obraz Jonze'a ma kilka niewątpliwych zalet. Po pierwsze sposób filmowania i budowania atmosfery jest intrygujący i odbiega znacznie od sztampowych i schematycznych superprodukcji dla dzieci spod znaku Disney'a. Pierwsze sceny filmu dawały nawet nadzieję na opowieść na miarę „E.T”, czy „Niekończącej się opowieści”. Po drugie design stworów jest rewelacyjny. Ich ekspresja i charaktery przywodzą na myśl najlepsze dokonania Jima Hensona. Na dodatek komputerowo wygenerowana mimika twarzy doskonale współgra z ręcznie wykonanym kostiumem postaci, niemal eliminując wrażenie jakiejkolwiek sztuczności. Fantastyczna jest też pełna emocji dziecięca rola Maxa Recordsa. Warto również zwrócić uwagę na muzykę Cartera Burwella i naładowane energią piosenki Karen O.
Trzeba jednak przyznać, że obraz Jonze'a ma kilka niewątpliwych zalet. Po pierwsze sposób filmowania i budowania atmosfery jest intrygujący i odbiega znacznie od sztampowych i schematycznych superprodukcji dla dzieci spod znaku Disney'a. Pierwsze sceny filmu dawały nawet nadzieję na opowieść na miarę „E.T”, czy „Niekończącej się opowieści”. Po drugie design stworów jest rewelacyjny. Ich ekspresja i charaktery przywodzą na myśl najlepsze dokonania Jima Hensona. Na dodatek komputerowo wygenerowana mimika twarzy doskonale współgra z ręcznie wykonanym kostiumem postaci, niemal eliminując wrażenie jakiejkolwiek sztuczności. Fantastyczna jest też pełna emocji dziecięca rola Maxa Recordsa. Warto również zwrócić uwagę na muzykę Cartera Burwella i naładowane energią piosenki Karen O.
OCENA: 4/6
W pełni się zgadzam. Nawet bardziej niż w pełni, bo własciwie nie bardzo wiadomo czemu ten chłopczyk taki dziki(nic dzikiego tam nie było, kto widział prawdziwe adhd, ten się tylko usmieje). Kostium wilka? Energia? To on jest notorycznie krzywdzony przez rodzinę i ma poczucie bezwartosciowości. To jemu zniszczno bezmyślnie igloo, Oczywste , że uciekł, ale co z tego wynika?
OdpowiedzUsuńNaprawde zmarnowana szansa. Szkoda.